Translate

2013/06/26

projekt365: karty edu (dzień 176ty)

Kończy się przedszkole, od września Tomasz idzie do "zerówki". Znaczy to tyle, że kończy się "la dolce vita"  i nadchodzi czas aby ostro wziąść się do roboty ;)

Buszując codziennie między książkami obrazkowymi, słownikami dla dzieci, bajkami i grami odkryliśmy, że brak nam czytelnych kart edukacyjnych do nauki liter i słówek. Idealne wydały się nam karty opisujące jeden przedmiot na jednej karcie, tak aby synek mógł się skoncentrować na konkretnym dużym rysunku lub literze. Dostępne na rynku książki zawierają tak wiele małych elementów na pojedynczej stronie, że dziecku strasznie trudno skupić się na konkretach i szybko się nudzi.
Zakasałam więc rękawy i wyprodukowałam pierwszy zestaw tematyczny kart pt. "Owoce i warzywa". Starałam się dodatkowo uporządkować nazwy alfabetycznie oraz znaleźć po jednym przykładzie owocu i warzywie na każdą literkę. Prawie się udało ;)
W kolejce czekają karty opisujące "Jedzenie i napoje" oraz "Kuchnia". Przed wakacjami postaram się dodatkowo wyprodukować serię pt. "Ubrania".

2013/06/25

projekt365: popłyneliśmy z rybami (172 - 175)

Wiuuuuuuu... i weekend nam uciekł a właściwie ze względu na motyw przewodni przepłynął przed nosem. Cały bowiem koniec tygodnia mieliśmy rybny. Przemiłe i przesmaczne te istoty przewijały się codziennie w każdej prawie naszej czynności: na zakupach (karasie jak konie w akwarium centrum handlowego), na talerzu (sushi i paluszki rybne), na niespacerze (mieliśmy oberwanie chmury z którego wyników ucieszyłyby się tylko ryby) i w zabawie. Urządziliśmy sobie bowiem teatrzyk rybny:


Ryby powstały ze skrawków kartonów, do narysowania ich namówił mnie syn "zbrojny" w wędkę z kija upolowanego w przedszkolu.
Przy okazji urządziliśmy sobie pogadankę z pokazem slajdów o tym jakie mamy ryby (akwariowe, jadalne, drapieżne), że różnią się one kształtem i wielkością oraz kolorami. W wyniku pokazu syn zażyczył sobie dorysowanie rekina i zaczął polować na inne ryby. I na nas przy okazji :)
Ukoronowaniem weekendu był namalowany przez Młodego obraz pt. Ryby w oceanie.

2013/06/21

projekt365: kąski lata (dzień 171szy)

Magiczna data w kalendarzu - pierwszy dzień lata. Astronomicznego, bo to meteorologiczne to gości u nas już czas jakiś. Pora roku która nieodparcie kojarzy mi się ze smakiem owoców: jagód zbieranych na porębach kaszubskich borów, malin wypatrywanych na straganach gdańskiej hali targowej. Czas gdy w cukierniach pojawiały się malutkie babeczki pełne pysznego kremu, kolorowych owoców i błyszczącej galaretki (za tą ostatnią niespecjalnie przepadałam).


Mini tarty z owocami lata i serem mascarpone
(przepis własny, zlepek wspomnień smaków z dzieciństwa)
ok. 24 - 26 sztuk średnicy 7 cm

ciasto:
120 g zimnego masła
250 g mąki (u mnie tradycyjnie orkiszowa)
3 łyżki stołowe lodowatej wody
szczypta soli

100 g czekolady gorzkiej

krem:
250 g serka mascarpone
3 łyżki stołowe cukru pudru
1 łyżka stołowa ekstraktu waniliowego

owoce:
100 g malin
100 g jagód (lub borówek amerykańskich)
4-5 truskawek

Piekarnik nagrzać do temperatury 200 stopni C.

Masło pokroić w kostkę, wrzucić do miski, wsypać mąkę i sól, całość szybko przesiekać razem do uzyskania konsystencji "mokrego piachu".
Wlać lodowatą wodę i szybko (aby nie rozpuścić masła ciepłem rąk) wyrobić ciasto na jednolitą masę. Ciasto podzielić na 2 części, obie lekko spłaszczyć, owinąć folią spożywczą i wstawić do lodówki na minimum 30 minut.

Gdy ciasto będzie już dobrze schłodzone wyjąć jedną porcję na blat obficie opruszony mąką i rozwałkować na grubość ok. 2 mm (ciasto jest elastyczne i wytrzymałe, daje się rozwałkować nawet na 1 mm grubości!)
Z ciasta wykrawać koła tak duże aby wylepiły całe wgłębienie w formie na muffiny (do pieczenia mini tart użyłam formy do muffinek z 12 wgłębieniami średnicy 7 cm, koła z ciasta miały 10 cm średnicy).
Wylepioną blachę wstawić do piekarnika na 12 - 15 minut.
Upieczone spody tart wystudzić na kratce.
Tak samo postąpić z drugą porcją ciasta.

Gdy spody tart już wystygną w kąpieli wodnej rozpuścić 100 g ciemnej czekolady i wysmarować nią wnętrza tart. Czekolada wzmacnia dość kruche ciasto i zapobiega przesiąkaniu wilgoci z kremu mascarpone i owoców.
Posmarowane tarty włożyć na 10 minut do zamrażalnika aby czekolada stężała.

Ser mascarpone wymieszać w miseczce razem z cukrem pudrem i ekstraktem waniliowym (można użyć cukru waniliowego zamiast ekstraktu).

Owoce umyć i osuszyć delikatnie papierowym ręcznikiem. Duże owoce jak np. truskawki podzielić na mniejsze kawałki.

Wyjąć tarty z zamrażalnika. Szprycą lub rękawem cukiernicznym nakładać do środka tart krem z serka mascarpone. Na wieszchu układać owoce.

Gotowe mini tarty włożyć przed podaniem na minimum 30 minut do lodówki.
Smacznego!

2013/06/20

projekt365: piknik! (dzień 170ty)

Wyczekany, wyśniony, wymarudzony piknik mamy już za sobą. Tomasz od tygodnia nie mógł się doczekać kiedy pójdzie na coroczny przedszkolny "Sommerfest"(tu pisałam o zeszłorocznym). I pogra w różne gry, i zje loda, pobawi się z kolegami a co najważniejsze zje piknikowe frykasy. Te owoce, kiełbaski i kawałki ciasta wyjmowane z plastikowych pudełek, kolorowy koc na trawie, miejsce w cieniu starych owocowych drzew, to całe misterium pikniku przemawia do niego najsilniej.


Tematem przewodnim tegorocznego pikniku była sztuka. Dzieci paradowały we własnoręcznie pomalowanych koszulkach, prezentowały swoje obrazki (można było je licytować) i instalacje w surowców wtórnych. Był rodzinny konkurs którego zadaniem było poszukiwanie i oznaczanie na mapie malowanych skarbów rozsianych na terenie całego przedszkola. Były wyścigi w workach, bieg z taczką, tor przeszkód. Były słodkości i wiele, wiele śmiechu! Tomasz chętnie zaliczył wszystkie konkurencje pamiętając aby po każdej z nich "zawinąć" do bazy z kraciastego koca pod śliwą.


Jeszcze tylko 2 tygodnie przedszkola i wakacje.

2013/06/19

projekt365: szparagi wiecznie żywe! (dzień 169ty)

W tym roku sezon na szparagi trwa wyjątkowo długo. Wciąż są one osiągalne w sklepie i wciąż mają dość przystępną cenę. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji i nie upichcić czegoś, najlepiej na grillu, lekkiego, bo upały straszliwie dokuczają.


Szparagowo - serowe szaszłyki
(źródło: Kwestia Smaku)

pęczek zielonych szparagów (500 g)
opakowanie sera Halloumi (albo oscypka)

żurawina do podania

Piekarnik nagrzać do maksymalnej temperatury (lub nastawić na program "grill").
Zielone szparagi opłukać pod bierzącą, zimną wodą. Odłamać zdrewniałe końcówki (chwycić szparaga tuż za główką i za koniec, nacisnąć; złamie się tam gdzie zaczyna się zdrewniała część).
Ser Halloumi wyjąć z folii, opłukać, pokroić na plastry.
Szparagi i ser nabijać naprzemian na szpadki / szpikulce.
Piec / grillować ok. 15 - 18 minut.
Podawać z żurawiną.
Smacznego!


2013/06/18

projekt365: dzień 168y

Dziś Tomek dostał "bojowe" zadanie: Namaluj obrazek na którym będzie królewna, zamek i inne motywy z bajki którą obejżałeś wczoraj na dobranoc.
Oto ilustracja do klasycznej opowieści Walt-a Disney-a:


Na obrazku znajdują się: Książe zbrojny w miecz i tarczę, zamek obrośnięty kolczastymi krzewami oraz Śpiąca Królewna a nad zamkiem szaleje burza (błyskawica się właśnie miała narysować). Smok jakimś trafem nie załapał się na portret.
Na dole zamieszczam dla porównania orginalne kadry z filmu (źródło: Disney).

2013/06/17

projekt365: 166 + 167

A u nas jest tak:

Lato przyszło wczoraj. Się pośpieszyło troszeczkę ale w sumie nieszkodzi... W związku z temperaturami powietrza leżę sobie (smażonym) plackiem i mi się absolutnie nic nie chce! Dlatego na blogu błogi przestój.

2013/06/15

projekt365: kolorowy letni obiad (dzień 165ty)

Do Graz zawitała prawdziwie tropikalna pogoda, żar się z nieba leje, słoneczko praży. W tak pięknych okolicznościach przyrody obiad też dziś po prostu "musiał" być utrzymany w wakacyjno-letnich klimatach :)


Kolorowe szaszłyki z kurczakiem i bekonem

Szaszłyki:
3 piersi z kurczaka
10 dkg bekonu parzonego
2 średnie papryki słodkie (czerwona i żółta dla koloru)
2 małe cukinie
2 małe cebule

Marynata do mięsa:
mieszanka tandoori masala
imbir w proszku
papryka słodka
chilli
czosnek granulowany
pieprz
mielona ziarno kolendry
łyżka wody
łyżka oleju

Sos jogurtowo-czosnkowy:
opakowanie jogurtu naturalnego
2 średnie ząbki szosnku
1 łyżka stołowa syropu z agawy
szczypta soli
pieprz

Wymieszać wszystkie składniki marynaty w misce. Piersi kurczaka pokroić w dużą kostkę, wrzucić do marynaty, dokładnie pokryć mięso przyprawami, wstawić do lodówki na 30 minut.

Piekarnik nagrzać do temperatury maksymalnej (u mnie 250 stopni).

Bekon pokroić w plastry grubości 0.5 cm.
Paprykę pokroić w kostkę 3x3 cm.
Cukinie przekroić na ćwiartki, wykroić nasiona, pokroić w kawałki szerokości 3 cm.
Zamarynowane kawałki kurczaka, bekon i warzywa nabijać naprzemiennie na metalowe szpikulce/szpadki.
Piec w piekarniku 20-25 minut.

W tym czasie przygotować sos. Do miseczki wlać słodzik, wsypać przyprawy i czosnek przeciśnięty przez praskę (lub bardzo drobno posiekany), wymieszać. Dodać jogury, dobrze rozmieszać.

Gotowe szaszłyki podawać gorące, polane sosem czosnkowo-jogurtowym.
Porcja wystarczy dla 3 głodnych osób.

Smacznego!

2013/06/14

projekt365: dzień 164ty czyli czarownicą być

Co zrobić aby padało? Można tak dla przykładu wyjąć z torby parasolkę co ją nosimy już 4-ty tydzień a "suchej kropli deszczu" ani widu ani słychu. Przemoknięcie do samych gaci mamy gwarantowane. Wypróbowane ze 100 razy, w tym roku nawet też.

Wczoraj przez przypadek wypróbowałam nową metodę zaklinania deszczu pt.: "Chowamy kalosze".
Na szaleńczy (jak się okazało) pomysł spakowania gumowców zdecydowałam się po tygodniowych upałach i po zapoznaniu się z prognozą pogody na następny tydzień. Oczywiście miało już nie padać... Lato przyszło! 33 stopnie w cieniu!
Tak więc co zrobić aby diametralnie zmienić pogodę na bardziej mokrą?
Przepis jest prosty, bo potrzeba tylko brudnych kaloszy po sezonie wiosenno-zimowym, środka do pielęgnacji gumy oraz szmatki. Kalosze myjemy ciepłą wodą, suszymy, pokrywamy płynem konserwującym starannie wcierając go szmatką w gumę. Potem kalosze szuszymy, polerujemy, wkładamy do pudła i na szafę. Deszcz w przeciągu następnych 24 h jak na zawołanie.


Tak na poważnie: ponad rok odwlekałam decyzję zakupu pieruńsko drogiego środka do konserwacji latex-u. Samo matowienie gumy ("blooming") nie wzruszało mnie ze względów estetycznych, bardziej martwiło mnie ewentualne osłabienie konstrukcji kalosza. Wygląda na to, że środek jest wydajny, skuteczny czyli jednak się opłacało.

2013/06/13

projekt365: oswajanie apteki - dzień 163ty

Dziecię było dziś na wycieczce. 
W "naszym" państwowym przedszkolu takich inicjatyw jest całkiem sporo, średnio co kilka tygodni przedszkolaki są zabierane w "szeroki świat".

I tak regularnie na wiosnę i na jesieni dzieciaki są wyprowadzane na pole u rolnika i puszczane (prawie) samopas w zagony warzyw lub owoców. Za 5 czy 8 E wrzucone do puszki mogą nazgarniać do brzucha i koszyka tyle świeżych truskawek lub marchewek ile tylko zdołają. W gratisie jest też przejażdzka traktorem i głaskanie inwentarza.
Dodatkowo przedszkole co roku skupia się na jakimś konkretnym temacie w swoim programie nauczania - obecnie mamy na tapecie "Sztuki Piękne". W związku z tym w maju zorganizowano milusińskim wycieczkę do Eggenbergu, gdzie mogły swobodnie podziwiać barokowy pałac (i przy okazji straszyć pawie) oraz do Bärnbach gdzie zapoznały się "na żywca" z dziełami Hundertwassera (stoi tam kościółek autorstwa tego architekta). Potem oczywiście wylepiały wielobarwne domki z kartonów i rysowały pałace w celu utrwalania wrażeń.

Dziś w programie było dla odmiany zwiedzanie czegoś prozaicznego czyli lokalnej apteki.
Z wycieczki dziecko dumnie przytachało siatkę pełną dobroci wszelakich.
Taaa, klienta to "se" trzeba wychować od najmłodzych lat :)
W środku siaty były: 
krem pielęgnacyjny (różany).
saszetka mixu typu Bobovit
cukierki
gazetka mocno faszerowana reklamami zabawek
herbatka owocowa
certyfikat spożycia owoców i warzyw
naklejka klubowa apteczanego detektywa

Z relacji dziecka wynika, że rzeczywiście świeże warzywa i koktaile robione na miejscu przez panią zostały wypite i zjedzone zesmakiem, w aptecznej "kuchni" można było umieszać krem i skomponować własną owocową herbatę.
Tomasz po powrocie do domu zjadł wszystkie cukierki, wypił "bobovit", skomentował herbatę jako "fujową" ("Tata robi lepszą") oraz kategorycznie odmówił smarowania sobie twarzy czymkolwiek a w szczególności kremem różanym.
Podsumowując: Na wycieczce było fajnie!

2013/06/12

projekt365: 162 - czas na diy

Szybka akcja pt. "Garaż z kartonika czyli swojskorobna zabawka za frico":


Bierzemy stary kartonik, patroszymy go z jednego boku używając nożyczek i noża do papieru. Resztki przerabiamy na podjazdy, stropy i np. lądowisko dla helikoptera klejąc wszystko taśmą.
W boku pudełka wycinamy drzwi (wjazd i wyjazd).
Oczywiście cały czas uważamy na niecierpliwe samochody kręcące się nam po placu budowy garażu.


Teraz czas na "decor" czyli flamastry w dłoń! Malujemy co chcemy i gdzie chcemy: dach, okna, drzwi, lampy i strzałki oraz resztę niezbędnych rzeczy.


Garaż gotowy. Do zabawy!



2013/06/11

projekt365: dzień 161ty

Dziś na obiad były:


Placzki ziemniaczane pieczone

6 średnich ziemniaków (mączystych)
2 jajka
1 łyżka mąki (ziemniaczanej lub pszennej)
sól
pieprz
2 duże plastry szynki gotowanej
szczypiorek do dekoracji

Piekarnik rozgrzać do temperatury 220 stopni.
Ziemniaki obrać, umyć i zmielić drobno w malakserze.
Pulpę ziemniaczaną przełożyć na czystą gazę, ostrożnie podwinąc rogi tkaniny do góry aby nic nie wyciekło i odcisnąć z nadmiaru wody mocno skręcając gazę.
Odciśniętą pulpę włożyć do miski.
Wbić 2 jaja, wymieszać, dosypać mąkę i przyprawy.
Szynkę posiekać drobno, dodać do ciasta ziemniaczanego.
Blachę do pieczenia wyłożyć papierem pergaminowym, pędzlem nałożyć na papier cienką warstwę oleju.
Ciasto nakładać łyżką lekko rozpłaszczając masę. Wieszch posmarować olejem.
Piec ok. 20 - 25 minut (do zezłocenia placków).
Podawać posypane siekanym szczypiorkiem.

2013/06/07

projekt365: dzień 157my

Kto zjada ostatki ten piękny i gładki:

 
Tarta z camembertem, szynką gotowaną i żurawiną

resztka ciasta z wczoraj
+
camembert mocno dojrzały
+
ostatki szynki ze śniadania
+
czosnek i cebulka
+
łyżka żurawiny

2013/06/06

projekt 365: szparagowe ostatki (dzień 155 i 156)

Stało się... wygląda na to, że sezon na szparagi kończy się nieubłaganie, bo ceny tych frykasów zleciały nagle na łeb, na szyję ;) Przy takim obrocie rzeczy korzystamy ile wlezie i konsumujemy szparagi na surowo, duszone i zapiekane. Wczoraj było kaszotto z zielonymi szparagami a dziś na obiad:


Tarta z kozim serem i szparagami

Ciasto (Proporcje na formę do tarty średnicy 24 cm):
60 g zimnego masła
150 g mąki orkiszowej
szczypta soli
45 ml (3 łyżki stołowe) zimnej wody


250 g zielonych szparagów (pół pęczka)
100 g sera koziego
2 jajka
150 ml creme fraiche
sól i pieprz do smaku

Do miski wsypać mąkę i sól, wymieszać. Dodać zmrożone i pokrojone masło. Ubijaczką do ziemniaków wgniatać masło w mąkę aż do uzyskania konsystencji "mokrego piachu" (w cieście mają być widoczne większe grudy masła). Wlać zimną wodę, energicznie zagniatać ciasto do połączenia składników w zwartą masę. Uformować z ziasta kulę, spłaszczyć ją, owinąć folią spożywczą i wsadzić do lodówki na minimum 1 godzinę.

Piekarnik rozgrzać do temperatury 200 stopni C.

Schłodzone ciasto wyjąć z lodówki na blat opruszony mąką, rozwałkować cienko i ułożyć w foremce do tarty. Odciąć nadmiar ciasta, wnętrze wyłożyć papierem pergaminowym i obciążyć fasolą / ceramicznymi kulkami. Piec 15 minut.

W tym czasie odłamać zdrewniałe końcówki szparagów (chwycić szparagi pod główką i na końcu łodygi, zgiąć, pęknie tam gdzie zaczyna się zdrewniała część). Szparagi opłukać zimną wodą.
W misce wymieszać jajka, śmietanę i przyprawy na jednolitą masę.

Upieczony spód tarty wyjąć z piekarnika, zdjąć fasolki / ceramiczne kulki.

Temperaturę piekarnika zmniejszyć do 180 stopni.

Na spodzie tarty ułożyć szparagi i kawałki sera koziego, zalać mieszaniną śmietany i jajek. Wstawić do piekarnika na 25 minut. Piec do zrumienienia.
Wyjąć na kratkę i lekko wystudzić.
Smacznego!


2013/06/04

projekt365: 2 słonie na pustyni (dzień 154ty)

 Koszulka ze Słoniątkiem i Słonicą na radżastańskiej pustyni ;)

Koszulkę rozciągnęłam na kawałku kartonu. Ołówkiem zaznaczyłam obszar gdzie będą się znajdowały słonie, potem zrobiłam podmalówkę pod stemplowe wzory pomarańczowym akrylem do tkanin. Podmalówkę wysuszyłam suszarką (wersja turbo). Następnie przygotowałam ciemnozieloną farbę i następlowałam nią sylwetki słoni. Całość uzupełniłam rysunkami "słoneczek" wykonanymi mazakami do tkanin. Gdy farba i tusz z mazaków wyschły koszulkę zaprasowałam gorącym żelazkiem dla utrwalenia wzoru.
Koszulka gotowa!

2013/06/03

projekt365: 152 + 153

Graz to miasto - ogród i to wcale nie dlatego, że ktoś z góry zaplanował jakieś kwietne skwery w środku miasta (choć jest ich kilka) ale dlatego, że sami mieszkańcy gdzie tylko mogą sadzą kwiaty i krzewy aby choć trochę ożywić betonowo-asfaltową okolicę.

 
Wędrując ulicami szczelnie obmurowanymi eklektycznymi kamienicami nie sposób nie zauważyć malusieńkich ogródków wciśniętych między chodnik a fasadę, ogródków otoczonych kutymi balustradami lub żywopłotami. O tej porze roku w ogródkach królują róże we wszelkich możliwych kolorach, kształtach, odmianach - pnące i te szczepione na smukłych pniach owocowych drzewek, drobnokwiatowe i takie o wielkich, pojedynczych kwiatach, pachnące i te które "tylko" zachwycają swoim wyglądem. Wiele krzewów gdy kwitnie zlewa się prawie z fasadą budynku gdyż graceńczycy często starannie dobierają do siebie kolor kwiatów i elewacji. Cóż... porządek musi być :)


Kwiatowy festiwal w mieście zaczyna się już wiosną: pierwsze występują krokusy i przebiśniegi, później przychodzi czas na magnolie i krzewy pigwy, potem są tulipany, irysy i narcyzy. W maju mają się bzy białe i fioletowe, czarny bez, jaśmin i piwonie. Ale zdecydowanie najdłużej podziwiać można róże, niektóre odmiany tak sobie chwalą graceński klimat, że kwitną jak oszalałe aż do jesieni. Dzięki nim miasto gorącą (no dobra, w tym roku nie...) wiosną i latem wydaje się mniej przypominać wielką, asfaltową patelnię.


Z obfitości kwiatów cieszą się też napewno pszczoły których w Grazu jest zaskakująco dużo. Pasieki można spotkać nawet w środku miasta, jak by nie było dość sporego, bo 300 tysięcznego.
 
ślimaczek na plaży i pierwsze grzyby w tym roku

2013/06/01

projekt365: 151

Dziś u nas na stole Polska obiadowa klasyka w całkowicie nowym wydaniu czyli gołąbki orientalne. Po pierwsze: z kapusty pekińskiej (a nie z białej), po drugie: bez ryżu, po trzecie: z dużą ilością orientalnych przypraw i dodatków, po czwarte: gotowane na parze.


Chińskie "gołąbki"

duża główka kapusty pekińskiej
ok. 50 dkg mielonej wołowiny
3 duże marchewki
3 cebulki dymki
3 duże ząbki czosnku
korzeń imbiru długości 5 cm
papryczka chilli suszona
przyprawa 5 smaków (szczypta)
2 łyżki stołowe mielonych migdałów
1 łyżka stołowa octu ryżowego
2 łyżki stołowe ciemnego sosu sojowego
pieprz
sól

Kapustę podzielić ostrożnie na pojedyncze liście. W dużym garnku zagotować wodę z octem i blanchować w niej kapuściane liście przez ok. 2-3 minuty. Tak przygotowaną kapustę lekko ostudzić, wykroić zgrubiałą końcówkę łodygi, odstawić na bok.

Marchewki, cebulki, czosnek i korzeń imbiru obrać, posiekać na mniejsze kawałki i zmielić w malakserze. Warzywną masę przełożyć do misy, dodać mięso, mielone migdały, chilli, sól, pieprz i sos sojowy oraz ocet ryżowy. Wszystko razem starannie wymieszać. 

Na czystej drewnianej desce delikatnie rozkładać przygotowane liście kapusty. Z masy mięsnej formować kulki, układać je na liściu od strony zielonego czubka (nie od łodygi). Zawinąć boki liścia do środka starannie przykrywając mięso, delikatnie rolować liść aż utworzy się zgrabna paczuszka. Czynność powtarzać aż do wyczerpania się mięsa lub liści kapuścianych.

Gotowe gołąbki układać w bambusowych koszyczkach do gotowania na parze, koszyczki umieścić w garnku nad gotującą się wodą (koszyczki nie mogą dotykać wody), przykryć pokrywką, gotować na wolnym ogniu ok. 20 minut.

Podawać z sosem sojowym.


PS. Zostało mi trochę mięsa więc dodałam do masy małe jajko i dodatkowe 2 łyżki stołowe mielonych migdałów, uformowałam pulpety i ułożyłam je w bambusowych koszyczkach. Gotowałam je na parze razem z gołąbkami 20 minut.